zrobić miejsce pokostnikom, którzy niosąc wysokie drabinki wołali: „Baczność, panie i panowie, baczność!“
Po pięciu minutach, hrabina i Olivier byli odcięci od reszty towarzystwa. Malarz chciał ich szukać, lecz ona, opierając się na jego ramieniu, rzekła:
— Alboż nam tak nie dobrze? Niech sobie idą; wszak umówione, że o czwartej spotkamy się w bufecie, na wypadek zgubienia się w tłumie.
— Prawda — odparł.
Nie mógł się jednak pozbyć myśli, że markiz towarzyszy Anetce i w dalszym ciągu jej nadskakuje z tą właściwą mu niedorzeczną galanterją.
Hrabina szepnęła:
— Więc ciągle mnie jeszcze kochasz?
Z wyrazem roztargnienia odparł:
— Tak, oczywiście.
I ponad głowami płynącej fali szukał popielatego kapelusza markiza.
Czując, że jest roztargnionym i pragnąc myśl jego na właściwe skierować tory, rzekła:
— Gdybyś wiedział, jak jestem zachwycona tym twoim obrazem. Najlepszy z wszystkich dotychczasowych.
Uśmiechnął się i zapominając nagle o młodej parze, znów wrócił myślą do swej troski porannej.
— Istotnie? Sądzisz?
— Tak, ja go uważam za najlepszy.
— Tyle mi przysporzył troski.
Strona:PL G de Maupassant Silna jak śmierć.djvu/138
Ta strona została przepisana.