czas jego nieobecności? zaś Olivier po kilku obojętnych odpowiedziach, doskonale odzwierciedlających całą nudę jego samotnego życia, znów począł mówić o Roncières, pragnąc wydobyć z tego człowieka, uchwycić ową nieuchwytną, niematerjalną, subtelną emanację istot, którą się unosi z sobą po dłuższem z niemi obcowaniu, a która trwa w nas przez pierwsze kika godzin, by następnie ulotnić się w nowem otoczeniu.
Ciężkie niebo letniego wieczoru wisiało nad miastem i wielką aleją, w której pod oponą zieleni zaczęły już dzwonić wesołe refreny koncertów, odbywających się pod gołem niebem. Obaj mężczyźni, siedząc na balkonie Kawiarni Ambasadorów, spoglądali z góry na puste jeszcze ławki i krzesła zamkniętego ogrodzenia, biegnącego aż do teatrzyku, gdzie śpiewaczki, w bladawem świetle kul elektrycznych, mąconem jeszcze przez jasność dnia, prezentowały swe połyskliwe toalety i różowe ciało. Zapach smażonych ryb, sosów, przeróżnych ciepłych potraw, unosił się w powietrzu, rozpylany przez lekkie falowanie gałęzi kasztanów, a ilekroć przesunęła się jakaś kobieta w towarzystwie mężczyzny, w czarnym wieczorowym garniturze, szukając swego miejsca zarezerwowanego, pozostawiała za sobą smugę upajającą woni, z sukien i ciała.
Guilleroy rozpromieniony szepnął:
— Och, wolę być tutaj, niż tam na wsi.
Strona:PL G de Maupassant Silna jak śmierć.djvu/160
Ta strona została przepisana.