Anetka przyglądając się przez okno, wołała:
— Aportować Juljo, aportować!
A chart podniecony, głośniej szczekając, rzucił się ku pierwszej z krów, udając, że zacznie ją kąsać. Zaczęły się niepokoić, a drżenie sierści, którem odpędzały muchy, stało się częstszem i silniejszem.
Nagle pies rozpędziwszy się z daleka, nie potrafił przystanąć w należytej odległości i aby nie wpaść na krowę, musiał ją przeskoczyć. Połaskotane skokiem, ociężałe zwierzę uczuło lęk i podniósłszy najpierw głowę, z trudem dźwignęło się następnie na cztery nogi, ciężko sapiąc. Dwie dalsze poszły za jej przykładem, a Juljo dokazawszy swego, zaczął wykonywać dokoła nich taniec triumfalny, przy akompanjamencie powinszowań Anetki.
— Brawo Juljo, brawo!
— Dajże pokój, dziecko — rzekła hrabina — dokończ śniadania.
Ale dziewczyna, ręką przesłoniwszy oczy, zawołała:
— Oho! posłaniec z depeszą.
Ścieżyną gubiącą się wśród łanów zboża, błękitna bluza zdawała się ślizgać po powierzchni kłosów, podchodząc ku pałacowi, krokiem miarowym mężczyzny.
— Boże! — szepnęła hrabina — oby nie jakaś zła wiadomość.
Żyło w niej jeszcze przerażenie, jakie w nas pozostawia na długo depesza, zawiadamiająca o śmierci istoty ukochanej. Nie była teraz w stanie rozerwać
Strona:PL G de Maupassant Silna jak śmierć.djvu/165
Ta strona została przepisana.