opaski, zaklejającej błękitny świstek papieru, by palce jej nie drżały, a dusza kurczyła się w przeczuciu bolesnem, że z tego świstka, tak trudnego do rozpieczętowania, znów wyłoni się nieszczęście, ponownie sprowadzając z jej oczu potok łez.
Anetka natomiast, pełna ciekawości młodocianej, lubiła wszystko nieznane i niespodziewane. Jej serce dziewczęce, po raz pierwszy w życiu zaznawszy cierpienia, mogło spodziewać się jedynie wieści radosnych z czarnej tajemniczej torby listonosza, siejącego tyle wzruszeń po ulicach miast i ścieżynach wiejskich.
Hrabina przestała jeść, myślą towarzysząc człowiekowi, zbliżającemu się z każdą chwilą, niosącemu kilka słów pisanych, kilka słów, mogących w nią ugodzić jak pchnięcie noża. Trwoga wyczekiwania zapierała jej oddech, napinając umysł do odgadnięcia wiadomości tak naglącej. Co to być może? Od kogo? Przemknęła jej myśl o Olivierze. Byłżeby chory? A może umarł także?
Dziesięć minut czekania wydały się jej nieskończonością; następnie rozerwawszy depeszę i zobaczywszy podpis męża, odczytała:
„Zawiadamiam Cię, że nasz przyjaciel Bertin wyjeżdża do Roncières pociągiem o pierwszej. Wyszlij konie do pociągu. Pozdrowienia“.
— I co mateczko? spytała Anetka.
— Pan Olivier Bertin przyjeżdża do nas.
— Ach, jakże to dobrze! A kiedy?
— Niebawem.
Strona:PL G de Maupassant Silna jak śmierć.djvu/166
Ta strona została przepisana.