W aureoli bujnych, jasnych włosów, zachowała wdzięk młodociany tych paryżanek, co się nie starzeją, dzięki nieprzezwyciężonej sile żywotnej, niewyczerpanym zapasom odporności; przez lat dwadzieścia pozostają też takie same, niezniszczalne, triumfujące, przedewszystkiem dbające o swe ciało i oszczędzające zdrowie.
Odchyliła woalkę i szepnęła:
— Jakto, wcale mnie nie pocałuje?
— Paliłem — odparł.
— Phi! — Poczem wysunęła wargi.
— Tem gorzej.
I usta ich się spotkały.
Wziął jej z ręki parasolkę i ruchem zręcznym, pewnym, oswojony widocznie z tą czynnością, pomógł jej złożyć żakiecik wiosenny. Gdy usiadła na dywanie, spytał żywo:
— Jakże mąż?
— Bardzo dobrze. Prawdopodobnie przemawia w tej chwili w Izbie deputowanych.
— Ach! O czem?
— Niewątpliwie o burakach lub oliwie z rzepaku... jak zawsze.
Mąż jej, hrabia Guilleroy, deputowany z Eure, wyrobił się na specjalistę we wszystkich kwestjach agronomicznych.
Dostrzegłszy jednak w kącie pracowni szkic jej nieznany, podeszła pytając:
— A to co?
Strona:PL G de Maupassant Silna jak śmierć.djvu/17
Ta strona została przepisana.