i bladą. Następnie otworzyła usta, oglądała zęby trochę poczerniałe, w których błyszczały złote plomby, z niepokojem obserwując pobladłe dziąsła i żółtą cerę powyżej policzków i na skroniach.
Z taką uwagą przyglądała się tym spustoszeniom, że nie słyszała, jak drzwi się otworzyły i dreszcz ją przebiegł, gdy pokojówka tuż za nią zauważyła:
— Pani hrabina zapomniała o herbacie.
Odwróciła się zmieszana, zawstydzona, jakby przychwycona na gorącym uczynku, a służąca, odgadując jej myśli, rzekła:
— Jaśnie pani za wiele płakała, a nic tak nie niszczy cery jak łzy. Krew się od tego przemienia w wodę.
Hrabina smutnie dodała:
— To starość.
Służąca się zaśmiała:
— Och, och! Pani hrabinie jeszcze do tego daleko! Po kilku dniach odpoczynku wszystko minie bez śladu. Tylko musi jaśnie pani wychodzić na spacer i przestać płakać.
Ubrawszy się, hrabina natychmiast wyszła do parku i po raz pierwszy od śmierci matki odwiedziła mały ogród kwiatowy, w którym dawniej z taką przyjemnością pielęgnowała i zrywała kwiaty, następnie skierowała się ku rzece i wzdłuż brzegu przechadzała się aż do śniadania.
Siadając do stołu naprzeciw męża i córki i pragnąc usłyszeć ich zdanie, rzekła:
Strona:PL G de Maupassant Silna jak śmierć.djvu/171
Ta strona została przepisana.