— Och, ta mizerna twarz!
Czuła, jak serce w niej zamiera. A on dodał:
— Tak, trochę przybladła, ale to minie.
Chcąc mu niejako podziękować, szepnęła:
— Ach, drogi, drogi przyjacielu! — nie znajdując nic innego do powiedzenia.
On się jednak odwrócił i rozglądając się za Anetką, która zniknęła, rzekł nagle:
— Czyż to nie dziwne, widzieć twoją córkę w żałobie?
— Czemu? — spytała.
— Jakto czemu? Przecież to twój portret, przezemnie malowany, mój portret! To ty, jaką cię niegdyś ujrzałem, wchodząc do księżnej! Pamiętasz te drzwi, któremi weszłaś pod mojem spojrzeniem, jak fregata pod strzałami armat zawijająca do portu. Na Boga! gdy ujrzałem ją na peronie, całą w czerni, w tej słonecznej aureoli włosów, w mgnieniu sekundy uczułem, że serce przestaje mi bić. Myślałem, że się rozbeczę. Powiadam ci, że to można oszaleć! Ja, który cię znałem, i widziałem lepiej od wszystkich i kochałem jak nikogo na świecie i odtworzyłem na płótnie... Wiesz, przez chwilę myślałem, czy nie umyślnie wysłałaś ją samą do pociągu, by mi taką zrobić niespodziankę. Boże wielki, jak ja osłupiałem! Powiadam ci, że to można oszaleć!
Zawołał:
— Anetko, Anetko!
Strona:PL G de Maupassant Silna jak śmierć.djvu/175
Ta strona została przepisana.