Strona:PL G de Maupassant Silna jak śmierć.djvu/176

Ta strona została przepisana.

Głos młodej dziewczyny odpowiedział z zewnątrz, gdyż właśnie podawała koniom kawałeczki cukru do chrupania.
— Tu jestem.
— Chodźże do nas.
Przybiegła.
— Proszę cię, stań tuż obok mamy.
Stanęła, a on je porównywał, machinalnie, bez przekonania powtarzając: — Tak, to zastanawiające, to zastanawiające! Stojąc obok siebie, nie były już tak podobne, jak przed wyjazdem z Paryża, gdyż córce ciemna ta toaleta przydawała nowego wyrazu promiennej młodości, gdy matka oddawna już nie miała owego połysku włosów i olśniewającej cery, któremi ongi oczarowała malarza, od pierwszego wejrzenia.
Następnie przeszedł z hrabiną do salonu. Był rozpromieniony.
— Och, jak świetną miałem myśl, przyjeżdżając tutaj! — mówił. I zaraz dodał: — A właściwie to twój mąż wpadł na tę ideę. Polecił mi, bym cię przywiózł do Paryża. Wiesz jednak, co ja ci zaproponuję? Nie domyślasz się? Otóż proponuję, byśmy tu zostali. Podczas tych upałów Paryż jest wstrętny, gdy wieś przeciwnie jest taka rozkoszna. Boże, jakże tu dobrze!
Zmierzch wieczoru świeżem tchnieniem napełnił park, w drżenie wprawiając drzewa i wydobywając z ziemi opary zaledwie dostrzegalne, układające się