Zdziwiła się nieco, gdyż czując się doskonale, była pewną, że ujrzy swą twarz odmłodzoną o kilka lat w ciągu tej jednej nocy. Rychło jednak zrozumiała niedorzeczność tej nadziei i przyjrzawszy się dokładniej, skonstatowała z rezygnacją, że tylko cerę miała trochę jaśniejszą, oczy mniej zmęczone, a wargi świeższe niż dnia poprzedniego. Będąc jednak zadowoloną w duszy, nie poddawała się smutkom, myśląc z uśmiechem: „Tak, za parę dni zupełnie przyjdę do siebie.
Zbyt wiele wycierpiałam, by ślady zatarły się w ciągu jednej doby“.
Długo jednak, bardzo długo siedziała przed toaletką, na której rozłożone kokieteryjnie na muślinowej serwecie obszytej koronką, obok kryształowego zwierciadełka widniały wszystkie te drobne przybory toaletowe, o subtelnych rączkach z kości słoniowej, znaczone koroną herbową. Leżały tu wszystkie, niezliczone, śliczne, przerozmaite, przeznaczone do użytku dyskretnego, jedne ze stali, delikatne, wyostrzone o kształcie dziwacznym jak przyrządy chirurgiczne do drobnych operacyj u dzieci, inne krągłe, miękkie, puszyste, obleczone skórką zwierząt nieznanych, dla rozpylania po delikatnej skórze wonnych pudrów i perfum stałych lub płynnych.
Długo posługiwała się niemi doświadczonemi palcami, od warg do skroni przesuwając je leciuchno, muskając skórę jakby najdelikatniejszym pocałunkiem, poprawiając pewne odcienie, podkreślając oczy, równając rzęsy. Dokończywszy nakoniec toalety, była
Strona:PL G de Maupassant Silna jak śmierć.djvu/185
Ta strona została przepisana.