pragnienie zwrócenia się do kogoś, mogącego ją pokrzepić, uzdrowić, ukoić jej cierpienia fizyczne i duchowe.
Czuła się istotnie tak słabą i zgnębioną, że postanowiła poradzić się swego lekarza. Może grozi jej poważna jakaś choroba, co zresztą nie byłoby naturalnem, wobec raptownego przejścia w ciągu paru godzin od cierpień gwałtownych do ukojenia. Poleciła więc zawezwać lekarza i oczekiwała jego przybycia.
Przybył około jedenastej. Był to jeden z tych poważnych lekarzy-światowców, których odznaczenia i tytuły dają rękojmię zdolności, a zręczność życiowa co najmniej dorównywa wiedzy; przedewszystkiem zaś w stosunku do swych pacjentek miał każdej chwili słowa odpowiednie, działające niezawodniej od lekarstw.
Wszedł, złożył ukłon, spojrzał na pacjentkę i z uśmiechem rzekł:
— Och, to nic niebezpiecznego. Z takiemi oczyma nie można być chorą naprawdę.
Odrazu uczuła dlań wdzięczność za ten wstęp i opowiedziała mu a swych przypadłościach, zdenerwowaniu, melancholji, poczem bez uzasadnienia przeszła do swego niepokojąco złego wyglądu. Wysłuchawszy z miną uważną, nie pytając o nic więcej, tylko o apetyt, jak gdyby znał doskonale ukrytą przyczynę tego cierpienia kobiecego, począł ją badać, oglądać, końcem palca dotykał skóry ramion, podniósł jej rękę, z subtelnością praktyka odchylającego
Strona:PL G de Maupassant Silna jak śmierć.djvu/207
Ta strona została przepisana.