Zobaczył je obejmujące się wzajem ramionami i płaczące. Anetka, roztkliwiona historją „Biednych ludzi“, wyładowywała swe wzruszenie, hrabina zaś doznawała pewnej ulgi, mieszając swój ból z łagodną troską dziecka, swoje łzy ze Izami Anetki.
Czekał chwilę, nie śmiejąc mówić; patrzył tylko na obydwie, czując, jak jego samego dziwna jakaś opanowuje melancholja.
Nakoniec spytał:
— I jakże? Czy pani lepiej?
Hrabina odrzekła:
— Tak, trochę. To przejdzie. Czy pan posłał po dorożkę?
— Tak, zaraz nadjedzie.
— Dzięki, przyjacielu. To wnet minie. Zbyt wiele miałam przykrości w ostatnich czasach.
— Powóz zajechał oznajmił służący.
A Bertin, pełen trwogi potajemnej, aż do drzwi podtrzymywał przyjaciółkę, wciąż bladą i słaniającą się, czując jak serce jej tłucze się pod gorsetem.
Zostawszy sam, zadał sobie pytanie: Co jej się stało? skąd ten atak? I zaczął się zastanawiać, ustawicznie krążąc koło prawdy, a nie śmiejąc jej odkryć.
Nareszcie się zdecydował: Dalibóg, czyżby mnie posądzała, że umizgam się do jej córki? Nie, tego chyba zawiele! I bystrą a lojalną argumentacją zbliżając to jej prawdopodobne przypuszczenie, oburzał się, jak mogła bodaj przez jedną sekundę temu jego przywiązaniu normalnemu, niemal ojcowskiemu, nadawać
Strona:PL G de Maupassant Silna jak śmierć.djvu/215
Ta strona została przepisana.