jakikolwiek pozór galanterji. Stopniowo ogarniała go irytacja na hrabinę, że wogóle śmiała go posądzać o podobną bezecność i podłość bezgraniczną; postanawiał też dać jej odczuć swe oburzenie w rozmowie, która nastąpić miała za parę chwil.
Wyszedł rychło, by udać się do niej, pragnąc jak najprędzej sprawę tę wyjaśnić. Przez całą drogę przygotowywał z coraz większem rozdrażnieniem rozumowania i frazesy, mające go usprawiedliwić i pomścić za podobne podejrzenia.
Zastał ją na szezlongu, z twarzą zmienioną cierpieniem.
— A zatem — począł tonem suchym — zechciej mi droga przyjaciółko wyjaśnić tę dziwną scenę przed godziną.
Głosem złamanym odparła:
— Więc jeszcze nie zrozumiałeś?
— Wyznaję, że nie.
— Olivierze, zechciej zbadać dobrze swe serce.
— Serce?
— Tak, zajrzyj w głąb swego serca.
— Nie rozumię. Wytłómacz się jaśniej.
— Zajrzyj w głąb serca, czy nie dostrzeżesz tam nic niebezpiecznego dla siebie i dla mnie.
— Powtarzam ci, że nie rozumię. Domyślam się, że istnieje coś w twej wyobraźni, ale w sumieniu swojem nie widzę niczego.
— Ja ci nie mówię o twem sumieniu, lecz o twem sercu.
Strona:PL G de Maupassant Silna jak śmierć.djvu/216
Ta strona została przepisana.