kojony ciepłą wodą, leżał wyciągnięty, senny, aż do chwili, gdy służący przynosząc mu bieliznę, wyrwał go z nawpół drzemki. Udał się do klubu, gdzie zastał już zwykłych towarzyszy. Przyjęto go z otwartemi ramionami i okrzykami radości, gdyż od paru dni wcale się nie pokazywał.
— Wracam ze wsi — wyjaśnił.
Wszyscy ci ludzie, z wyjątkiem pejzażysty Maldauta, z głęboką wzgardą odnosili się do wsi. Rocdiane i Lauda spędzali tam trochę czasu, na polowaniach, jednakowoż pola i lasy dostarczały im jedynej przyjemności patrzenia na padające pod ich strzałami bażanty, przepiórki i kuropatwy, robiące wrażenie pierzastych łachmanów, lub też na podrygujące w drgawkach przedśmiertnych zajączki, pięć lub sześć razy niby klowny przewracające się na grzbiet, i za każdym razem ukazujące białawy włosień ogona. Poza tą jedyną rozrywką jesienną i zimową, wieś wydawała im się nudną. Rocdiane oświadczył: „Co do mnie, to wolę kobietki, niż zieloną trawkę“.
Obiad był jak zwykle hałaśliwy i jowjalny, ożywiony dyskusjami, doszczętnie zwietrzałemi. Bertin, chcąc się rozruszać, mówił dużo. Towarzyszom wydał się tego dnia bardzo zabawnym; jednakowoż po kawie i kilku partjach bilardu z bankierem Liverdy, opuścił lokal, powałęsał się trochę, trzykrotnie przeszedł koło Wodewilu, zadając sobie pytanie, czy wrócić do domu, czy wziąć fjakra i udać się na plac wyścigowy; nagle zmienił zdanie, skierował się w stronę
Strona:PL G de Maupassant Silna jak śmierć.djvu/226
Ta strona została przepisana.