ten nieuchwytny szmer podziwu, jaki wśród mężczyzn wywołuje zjawienie się pięknej kobiety, wywoływały u niej stopniowo przykry ucisk serca, jakiego doznała owego wieczoru, w swym salonie, gdy porównywano małą z jej portretem. Wbrew własnej woli, śledziła wszystkie te spojrzenia, skierowane na Anetkę, czuła je już z pewnej odległości, widziała jak musnąwszy przelotnie jej twarz, zatrzymują się z zachwytem na jasnowłosej postaci, obok niej. Odgadywała, czytała w tych oczach, szybki i niemy hołd, składany tej świeżej młodości, czarowi dopiero co rozkwitłemu, myśląc: Byłam równie piękną jak ona, jeśli nie piękniejszą. Nagle przyszedł jej na myśl Olivier i jak kiedyś w Roncières, uczuła szaloną chęć ucieczki.
Nie chciała pozostać dłużej w tej jasności dnia, w tym tłumie ludzi, widziana przez wszystkich tych mężczyn, którzy na nią nie patrzą. Jakże dalekie a jak bliskie przecież były te dni, kiedy szukała, wyzywała wprost porównania z córką. Komu dziś, wśród tych przechodniów, przyszłoby na myśl je porównywać? Jeden może myślał o tem przed chwilą w sklepie złotnika...On? Och! jakiż ból! Czyż możliwe, by ustawicznie, nawet wbrew woli i wiedzy, nie czynił takich porównań! Niepodobna przecież, by widząc je razem, nie myślał o tem i nie przypominał sobie czasu, gdy ona sama równie piękna i świeża przychodziła do niego, pewna jego miłości!
— Tak się coś źle czuję dziecino. — Musimy wsiąść do dorożki — rzekła.
Strona:PL G de Maupassant Silna jak śmierć.djvu/241
Ta strona została przepisana.