Strona:PL G de Maupassant Silna jak śmierć.djvu/264

Ta strona została przepisana.

wypoczynku, obwiedzionej szeregiem zacisznych cel z łóżkami, wokół klombu roślin egzotycznych i wodotrysku, rozpylającego w pośrodku swe wodne promienie. Miał wrażenie, że go ktoś goni, prześladuje, że markiz nadejdzie tu lada chwila, a on będzie musiał podać mu rękę i traktować go po przyjacielsku, mając ochotę go zamordować.
I rychło znalazł się znów na bulwarze, pokrytym martwem listkowiem. Nie spadały już z drzew, gdyż wichura zerwała wszystkie liście, co do jednego.
Ich kobierzec czerwono-żółty drżał, poruszał się, falował, unosił się z jednego chodnika na drugi, powiewem wiatru pędzony.
Nagle jakby ryk przeleciał ponad dachami, ten ryk zwierzęcy przeciągającej burzy, a równocześnie wichura wściekła rozszalała się po bulwarze.
Liście, wszystkie liście strącone, jakby tylko czekając sygnału, zerwały się za jej nadejściem. Biegły naprzeciw niej, zbijając się w kłębki i unosząc pionowo aż ku fasadom domów. A wiatr gnał je przed siebie jak trzodę, jak trzodę obłąkaną, pędzącą przed siebie, na oślep, umykającą ku rogatkom Paryża, ku wolnej przestrzeni przedmieść. A gdy chmura olbrzymia liści i kurzu rozwiała się i zniknęła na wzniesieniu bulwaru Malesherbes, drogi i chodniki, nagle ogołocone z liści, wydały się dziwnie puste, wymiecione.
Bertin pomyślał: — Co począć teraz? Co zrobię? Dokąd pójdę? I zawrócił do domu, nie zdoławszy nic wymyśleć.