szy, znów budziła się w niej potrzeba dręcząca a niepokonana przeglądania się ponownie i mechanicznie wyciągała rękę po zwierciadełko.
Używała go teraz bezustannie, niby cacka drażniącego a nieodzownego, posługując się niem nawet podczas przyjmowania przyjaciół i denerwując się do ostateczności, nienawidząc je jak żywe jakieś stworzenie, gdy rozpaczliwie obracała je w palcach niespokojnych.
Pewnego dnia rozdrażniona do żywego tą walką z kawałkiem szkła, rzuciła je o ścianę, że na drobne rozleciało się skorupki.
Niezadługo jednak, mąż oddał jej naprawione, i przejrzystsze niż kiedykolwiek. Musiała wziąć i podziękować, zdecydowana je zatrzymać.
Co wieczora i co ranka, zamknięta w swym pokoju, wbrew własnej woli rozpoczynała to badanie drobiazgowe i ścisłe potwornego, stopniowo postępującego spustoszenia.
Ułożywszy się na spoczynek, nie mogła zasnąć, więc zapalała świecę i leżała tak z otwartemi oczyma, rozmyślając, że bezsenność i troska nieuniknienie przyspieszają straszne działanie czasu, wciąż naprzód biegnącego. W ciszy nocnej wsłuchiwała się w tykotanie wahadła, zdającego się mruczeć monotonnie miarowo: „naprzód, naprzód, naprzód“, a serce jej kurczyło się w męce tak straszliwej, że kołdrą zatykając usta, jęczała w rozpaczy bezsilnej.
Dawniej, jak wszyscy ludzie, zdawała sobie sprawę
Strona:PL G de Maupassant Silna jak śmierć.djvu/273
Ta strona została przepisana.