z pochodu lat i zmian przez nie dokonywanych. Jak wszyscy ludzie mawiała sobie samej, mówiła do znajomych, co zimy, co wiosny i co lata: „Bardzo się zmieniłam od zeszłego roku“. Ciągle jednak będąc piękną, jakkolwiek w sposób wciąż odmienny, wcale się o to nie troszczyła. Teraz zaś nagle, zamiast stwierdzać spokojnie pochód powolny pór roku, odkryła i zrozumiała ucieczkę bezpowrotną chwil przemijających. Doznała raptownie objawienia tego umykania godzin, tego biegu nieuchwytnego, zawrotnego, gdy się o tem myśli, tej defilady nieskończonej sekund naglących, i pochłaniających ciało życie człowieka.
Po tych okropnych nocach zapadała w długie spokojniejsze drzemki, w ciepłej pościeli, gdy pokojówka odsunąwszy story, zapalała ogień na kominku. Wyczerpana, zmęczona, nawpół rozbudzona, poddawała się dziwnemu odrętwieniu myśli, z którego wyłania się nadzieja instynktowna, nadzieja cudu, rozświetlająca i podtrzymująca do ostatniej chwili serce i uśmiech człowieka.
Co rano, zaledwie wstała z łóżka, czuła teraz potrzebę gwałtowną modlenia się do Boga, wyproszenia sobie trochę ulgi i pociechy.
Klękała tedy przed wielką dębową rzeźbą Chrystusa, podarkiem Oliviera, który odkrył był to rzadkie dzieło sztuki i z zamkniętemi ustami, głosem duszy, którym mówi się z sobą samym, błagała boskiego męczennika, bolesne doń zasyłając prośby. Znaglona obłędną potrzebą pomocy i zwierzenia się ze swych
Strona:PL G de Maupassant Silna jak śmierć.djvu/274
Ta strona została przepisana.