Zaledwie usiadł, weszła hrabina. Stąpała tak lekko, że nie słyszał jej kroków w salonie sąsiednim i zdziwił się, ujrzawszy ją nagle przed sobą. Podała mu rękę, jakby się znali od dawna.
— Więc naprawdę zechciałby pan zrobić mój portret? — Byłbym szczęśliw z pozwolenia.
W sukni czarnej, wąskiej, wydawała się bardzo szczupłą i młodą, a równocześnie czerń toalety przydawała jej powagi, której przeczyła twarz uśmiechnięta, promieniejąca w aureoli jasnych włosów. Wszedł hrabia, prowadząc za rękę sześcioletnią może dziewczynkę.
Hrabina przedstawiła:
— Mój mąż.
Był to człowiek małego wzrostu, bez wąsów, o policzkach wklęsłych, przyciemnionych golonym zarostem.
Przypominał poniekąd księdza lub aktora, z długiemi włosami w tył odrzuconemi i manierami światowca. Od ust jego do podbródka w przedłużeniu policzków biegły dwie przeciwległe linje, jakby wyżłobienia od częstego mówienia publicznie.
Nadmiarem frazesów, zdradzających mówcę, dziękował malarzowi za uprzejmość. Od dawna pragnął mieć portret żony i oczywiście jego pendzla; obawiał się jednak odmowy, wiedząc, jak go zamęczają nadmiarem próśb.
Po mnóstwie obustronnych komplimentów uło-
Strona:PL G de Maupassant Silna jak śmierć.djvu/28
Ta strona została przepisana.