W tej chwili słyszał w duszy swej echo skarg Fausta; i nagle powstało w nim pragnienie śmierci, pragnienie położenia kresu swym cierpieniom i całej tej rozpaczliwej miłości bez wyjścia. Wpatrywał się w delikatny profil Anetki i widział, że siedzący za nią markiz Farandal, również na nią spogląda. Uczuł się starym, straconym, zdruzgotanym! Ach! niczego już nie wyczekiwać, niczego się nie spodziewać, nie mieć nawet prawa pragnienia, czuć się wyrzuconym poza nawias, u schyłku życia, jak funkcjonarjusz wysłużony, spensjonowany, co za męka okrutna!
Ozwały się oklaski. Montrosé odniósł już triumf. A Mefisto-Labarrière wyłonił się z podziemi.
Olivier, nie widziawszy go nigdy w tej roli, zdołał znów skoncentrować swą uwagę. Wspomnienie d’Aubina, tak dramatycznego ze swym głębokim basem, następnie Faure’a, tak fascynującego, o dźwięcznym barytonie, na chwilę go ożywiło.
Nagle strofka śpiewana przez Montrosé’go z siłą nieprzepartą, wstrząsnęła nim do głębi.
Faust mówił do szatana:
„Skarb, jakiego chcę, mieści wszystkie wraz,
To skarb młodości!...“
I tenor ukazał się w jedwabnym kaftanie i szpadą u boku, w pióropuszu, elegancki, młody i piękny, tą pięknością zmanierowaną śpiewaka.
Na sali powstał szmer. Był bardzo przystojny i podobał się kobietom. Olivier przeciwnie, doznał przykrego rozczarowania, gdyż wstrząsająca ewokacja poe-