— Ja cię także kocham.
— Och! nie mów o tem.
— Do widzenia, Any.
— Do widzenia, kochany przyjacielu. Do jutra.
— Do widzenia.
Ucałował jej ręce, jedną po drugiej, następnie pocałował w czoło i w kąciki ust. Miał teraz oczy suche, twarz spokojną. Wychodząc, pochwycił ją w ramiona, objął całą jej postać i przyłożywszy usta do jej czoła, zdawał się pić, wchłaniać całą tę miłość, jaką czuła dla niego.
I odszedł szybko, nie odwróciwszy się raz jeszcze.
Pozostawszy samą, padła na krzesło łkając. Byłaby tak pozostała do wieczora, gdyby Anetka nie była po nią przyszła, dla jakiejś porady z krawcową.
Chcąc zyskać czas dla otarcia zaczerwienionych oczu, rzekła:
— Muszę jeszcze napisać króciutki list. Wracaj dziecino na górę — ja tam przyjdę za chwileczkę.
Aż do wieczora musiała się zajmować ważną kwestją wyprawy.
Księżna i markiz przybyli rychło, by zjeść obiad w kółku rodzinnem.
Siadano właśnie do stołu, rozmawiając jeszcze o przedstawieniu wczorajszem, gdy wszedł pan domu, niosąc trzy olbrzymie bukiety.
Księżna zdumiona, wykrzyknęła:
— Ach Boże! co to ma znaczyć?
Anetka zawołała:
Strona:PL G de Maupassant Silna jak śmierć.djvu/299
Ta strona została przepisana.