Usiadła więc na fotelu, tuż przy łóżku i ujmując ponownie jego rękę, spoczywającą na pościeli, rzekła:
— A teraz zabraniam ci mówić. Nie poruszaj się i myśl o mnie, jak ja myślę o tobie.
I znów patrzyli na siebie, znieruchomieni, wzajem zespoleni palącym dotykiem swych ciał. Raz po raz ściskała leciuchno jego rękę rozgorączkowaną, którą trzymała w swojej, a on odpowiadał na ten zew słabem zaciskaniem palców. Każdy taki uścisk mówił im coś, wyczarowywał cząstkę ich przeszłości minionej, w duszach budził wspomnienia zakrzepłe ich miłości. Każdy był pytaniem potajemnem, każdy odpowiedzią tajemniczą, z tych pytań i odpowiedzi smutnych — przypomnień dawnej miłości.
Dusze ich, w tej schadzce przedśmiertnej, mającej być może ostatnią, poprzez szereg lat przeżywały całe dzieje swej miłości; a w ciszy zalegającej pokój, słychać było tylko trzask ognia na kominku.
Nagle, jakby budząc się ze snu, w przystępie przerażenia zawołał:
— Twoje listy!
Co? Moje listy?
— Mógłbym był umrzeć, nie zniszczywszy ich.
— Ach! co mnie to obchodzi! — zawołała. — Co mnie to wszystko obchodzi. Niech je znajdą i przeczytają, drwię ze wszystkiego!
— Ale ja nie chcę — odparł. — Any, wstań... Otwórz szufladkę dolną mego sekretarzyka, tę dużą.
Strona:PL G de Maupassant Silna jak śmierć.djvu/316
Ta strona została przepisana.