Strona:PL G de Maupassant Silna jak śmierć.djvu/319

Ta strona została przepisana.

bietę i leżącego mężczyznę, była ich miłością płonącą, miłością rozpylającą się w tej chwili w popiół.
Hrabina się odwróciła i w blasku oślepiającym tej pochodni ujrzała twarz przyjaciela, pochylonego nad krawędzią łóżka, o twarzy zapadłej, przerażonej.
Spytał:
— Już wszystko?
— Tak, wszystko.
Raz jeszcze rzuciła ostatnie spojrzenie na dzieło zniszczenia i wśród stosu papierów nawpół już spalonych, wijących się w płomieniach i spopielałych, dostrzegła ociekające czerwone krople. Jak gdyby krople krwi... Zdawały się wypływać z serca tych listów, z każdego z nich, niby rany krwawiące i ślizgając się lekko w płomień, pozostawiały smugę purpury.
Pod wpływem strachu upiornego, od którego dusza jej zdrętwiała, cofnęła się nagle, jakby dopiero co była świadkiem morderstwa i teraz dopiero zrozumiała, zrozumiała błyskawicznie, że były to poprostu pieczątki laku, topiącego się na ogniu.
Wróciła do rannego i delikatnie uniósłszy mu głowę, ostrożnie złożyła ją znów na środku poduszki. Ale ruch poprzedni mu zaszkodził i bóle się wzmogły. Dyszał ciężko, z twarzą konwulsyjnie wykrzywioną bólem straszliwym, zdając się nie wiedzieć o jej obecności.
Czekała aż się trochę uspokoi, aż otworzy oczy uporczywie przymknięte, by mu jeszcze coś powiedzieć.
Nakoniec spytała: