27 na matkę, jakby mówiąc: „Ciebie to tak ściskam, nie dziecko“.
Od czasu do czasu, pani Guilleroy przychodziła do pracowni bez córeczki. W owe dni malarz wcale prawie nie pracował zabawiano się rozmową.
Pewnego popołudnia spóźniła się z przyjściem. Dzień był mroźny, pod koniec lutego. Olivier wrócił do domu wcześnie, jak to czynić zwykł stale, ilekroć jej oczekiwał, spodziewając się zawsze, że przyjdzie przed godziną oznaczoną. Czekając, przechadzał się po pracowni i palił, ku własnemu zdumieniu zadając sobie po raz setny w ciągu ostatniego tygodnia, tosamo pytanie: „Byłżebym zakochany?“ Nie wiedział, bo w rzeczywistości nigdy jeszcze nim nie był. Miewał nieraz miłostki bardzo żywe, nawet długotrwałe, nie biorąc ich jednak za miłość. Obecnie dziwił się własnym uczuciom.
Czy ją kocha? To pewna, że wcale jej prawie nie pożądał, nie pomyślawszy nawet o możliwości posiadania. Dotychczas, ilekroć kobieta mu się podobała, natychmiast opanowywała go żądza, wyciągająca ku niemu ręce jakby dla zerwania owocu; natomiast myśl jego najtajniejsza nigdy nie była głębiej poruszoną przez jej obecność lub nieobecność.
Wobec tej kobiety pożądanie ledwie go musnąwszy, przycupnęło niejako, ukryte za uczuciem innem, potężniejszem, mętnem jeszcze i zaledwie rozbudzonem. Olivier sądził był, że miłość rozpoczyna się marzeniem, egzaltacją poetyczną. Tymczasem to, co odczuwał,
Strona:PL G de Maupassant Silna jak śmierć.djvu/37
Ta strona została przepisana.