zdało się płynąć z jakiegoś wzburzenia nieokreślonego, natury raczej fizycznej niż duchowej. Był zdenerwowany, podniecony, niespokojny, jakby pod wpływem rozwijającej się choroby. Nie było jednak żadnej przymieszki bolesnej w tej gorączce krwi, zarażającej też jego myśli. Był świadom, że niepokój ten powoduje pani de Guilleroy, zmuszając go do przeżywania chwil z nią spędzonych i wyczekiwania powrotu. Nie był to poryw całej istoty, któryby go parł ku niej nieprzezwyciężenie; lecz ustawicznie czuł ją w sobie obecną, jak gdyby go wcale nie opuszczała; odchodząc, pozostawiała coś z siebie samej, coś subtelnego i niewyraźnego. Co? Byłożby to miłością? Zstępował w tej chwili w głąb własnego serca, by je ujrzeć i zrozumieć. Wydawała mu się bardzo powabną, lecz nie odpowiadała typowi kobiety idealnej, jaką stworzył w zaślepionej swej nadziei. Ktokolwiek przyzywa miłości, przewiduje też urok moralny i fizyczny tej, co go oczaruje; a pani de Guilleroy, podobając mu się niezmiernie, nie zdawała się jednak być tą właśnie kobietą wymarzoną.
Czemu jednak zajmuje go więcej od wszystkich innych kobiet, w sposób całkiem odmienny i ustawicznie?
Czyżby poprostu wpadł był w sidła jej kokieterji, którą węszył i rozumiał oddawna, a dawszy się podejść jej manewrom, uległ wpływowi tego uroku specjalnego, jaki kobietom nadaje chęć podobania się?
Chodził po pracowni, to przysiadał, znów zaczynał
Strona:PL G de Maupassant Silna jak śmierć.djvu/38
Ta strona została przepisana.