Strona:PL G de Maupassant Silna jak śmierć.djvu/43

Ta strona została przepisana.

zręcznych, unoszących cząstki miłości, niby strumień, którego piasek pomieszany jest ze złotem — takie wyrzeczenie byłoby dla niej ciężkiem zmartwieniem, zmartwieniem omal równającem się rozpaczy.
Gdy wychodziła z domu, by udać się do pracowni malarza, radość ją ogarniała, żywa i gorąca, dodając jej lekkości i wdzięku. Naciskając dzwonek jego bramy czuła, jak serce tłucze się niecierpliwie, a dywan zaścielający schody do pracowni, był najmiększy ze wszystkich, jakiego kiedykolwiek dotykały jej stopy.
Bertin tymczasem bywał coraz częściej posępnym, trochę zdenerwowanym i rozdrażnionym.
Miewał chwile zniecierpliwienia ukrywanego, lecz pojawiającego się coraz częściej.
Pewnego dnia zaledwie weszła do pracowni, siadł obok niej i zamiast zabrać się do portretu, rzekł:
— Teraz już pani nie może nie wiedzieć, że to nie żart, lecz że panią kocham do szaleństwa.
Zmieszana tym wstępem, i przewidując kryzys, którego się obawiała, próbowała go powstrzymać w dalszych wynurzeniach, lecz nie zważał na jej słowa. Uczucie zerwawszy tamy wyładowywało się z całą gwałtownością, a ona musiała słuchać, blada, drżąca i trwożna. Mówił długo, niczego od niej nie żądając, z czułością, smutkiem i rezygnacją; pozwoliła się ująć za ręce, które długo przetrzymał w swoich. Ukląkł obok niej, zanim się spostrzegła i wtapiając w nią wzrok obłąkany, błagał, by mu nie czyniła nic złego! Co złego? Nie rozumiała i nie próbowała rozumieć,