Strona:PL G de Maupassant Silna jak śmierć.djvu/44

Ta strona została przepisana.

zastygła w cierpieniu okrutnem na widok jego bólu, a równocześnie czując sama coś, niemal równającego się cierpieniu. Nagle ujrzała w jego oczach łzy, co ją tak wzruszyło, że z cichym wykrzykiem: „och!“ gotowa była go ucałować, jak dziecko płaczące. A on głosem bardzo miękkim powtarzał raz po raz: „Och, jak ja cierpię, jak cierpię!“. Zgnębiona tem jego cierpieniem, ulegając jakoby zarazie łez, poczęła łkać, całkiem zdenerwowana, gotowa otworzyć drżące swe ramiona.
A gdy uczuła uścisk jego ramion i namiętne pocałunki na ustach, chciała krzyczeć, walczyć, odepchnąć go od siebie, lecz równocześnie zdawała sobie sprawę, że jest stracona, gdyż stawiając opór, poddawała mu się, ulegała; broniąc się, opasywała go swem ramieniem, szepcząc: „Nie, nie, ja nie chcę“.
Następnie trwała w głębokiem wzburzeniu, z twarzą ukrytą w dłoniach, poczem zerwała się nagle chwyciła kapelusz, który spadł na dywan, włożyła go i uciekła, mimo błagań Oliviera, przytrzymującego ją za suknię.
Zaledwie wyszła na ulicę, zdjęła ją ochota siąść na brzegu chodnika, tak się czuła złamaną. Skinęła na przejeżdżającego fiakra i rzekła: „Proszę ze mną jechać powoli, gdziekolwiek“. Rzuciła się w głąb powozu, zapuściła firaneczki i usadowiła się w kącie, będąc nareszcie samą za przesłoniętemi szybami, samą ze swemi myślami.
W ciągu pierwszych kilku minut czuła w głowie tylko turkot kół i wstrząśnienia po bruku. Patrzyła