wała ją płacząc: wylewała łzy szczere, spowodowane głosem sumienia, nie serca.
Zasnąć jednak nie mogła.
W mroku sypialni spotęgowała się trwoga przed niebezpieczeństwem, mogącem się dla niej wyłonić z zachowania się malarza; a myśl o jutrzejszej wizycie i tem, co ma mu do powiedzenia oko w oko, powiększały jeszcze jej niepokój.
Wstała rano, lecz całe przedpołudnie spędziła na kanapie, starając się przewidzieć pewne możliwości, ułożyć z góry odpowiedź, słowem przygotować się na wszystko.
Wyszła z domu wcześnie, by jeszcze w ciągu drogi rozmyślać nad dalszą sytuacją.
Wcale się jej nie spodziewał, od poprzedniego wieczoru zadając sobie raz po raz pytanie, co należy mu uczynić.
Po jej odejściu, po tej ucieczce, której nie śmiał się sprzeciwić, pozostał sam, zasłuchany, jakkolwiek musiała już być daleko, w niedawny odgłos jej kroków, szelest sukni, trzask drzwi zamkniętych ręką nieprzytomną.
Stał wciąż na miejscu, pełen radości gorącej, głębokiej, płomiennej. Więc ją jednak posiadł! To stało się między nimi! Czyż możliwe? Po triumfie tak nieoczekiwanym, rozkoszował się wspomnieniem, a pragnąc rozkosz tę spotęgować, usiadł, niemal ułożył się na dywanie, gdzie posiadł ją był przed chwilą. Tak trwał długo, przepełniony myślą, że była jego
Strona:PL G de Maupassant Silna jak śmierć.djvu/49
Ta strona została przepisana.