kowego, jedynego, poetycznego a namiętnego, którego wizja tak często nas nawiedza. Czyż omal nie znalazł, czego wyczekiwał? Czyż nie ona mogła mu dać owe szczęście prawie niemożliwe? Czemuż się więc nic urzeczywistnić nie zdoła? Czemu nie można pochwycić za czem się goni, lub co najwyżej osiągnąć drobną cząstkę, przez którą owa gonitwa za złudzeniami staje się tem boleśniejszą?
Nie miał już urazy do młodej kobiety, lecz do życia samego. Rozważywszy wszystko, nie mógł przecież mieć do niej żalu. Cóż miał jej ostatecznie do zarzucenia? Że była dla niego miłą, dobrą, czarującą — gdy ona przeciwnie mogła mu zarzucać, że zachował się wobec niej jak złoczyńca!
Wrócił do domu zgnębiony i smutny. Chciałby ją prosić o przebaczenie, poświęcić się dla niej, dać jej zapomnienie owej chwili, i w myśli szukał, jakim sposobem potrafi jej dać do poznania, że odtąd aż do śmierci będzie posłusznym jej woli.
Nazajutrz przyszła w towarzystwie córeczki; na twarzy jej był uśmiech tak żałosny, a cała postać taką wyrażała zgryzotę, że malarz czytał niejako w tych biednych, błękitnych oczach, do niedawna tak wesołych, całą udrękę i wyrzuty i rozpacz serca kobiecego. Zdjęła go litość głęboka, a pragnąc ją rozerwać, starał się być najbardziej uprzedzającym, delikatnym i dyskretnym. Odpowiadała mu łagodnie, dobrotliwie, tonem kobiety wyczerpanej i złamanej cierpieniem.
A on patrząc na nią, czuł znów ogarniającą go
Strona:PL G de Maupassant Silna jak śmierć.djvu/54
Ta strona została przepisana.