każdego dnia obawiając się jakiegoś zdarzenia niewiadomego, którego groźba wisi nad głową człowieka.
Hrabia, wolny od zazdrości i podejrzeń, uważał za coś całkiem naturalnego ową zażyłość żony ze sławnym artystą, otaczanym wszędzie najwyższemi względami. A często się widując, obaj mężczyźni przyzwyczaili się do siebie i wzajem pokochali.
Gdy w piątek wieczorem Bertin przybył na obiad do swej przyjaciółki, by uświęcić powrót Anetki, w małym saloniku w stylu Ludwika XV nie było jeszcze nikogo, z wyjątkiem pana de Musadieu, który dopiero co przybył.
Był to stary pan, pełen inteligencji i dowcipu, który mógł był zostać człowiekiem wybitnym, i który przez całe życie nie zdołał się pocieszyć, że nim nie został.
Były kustosz muzeów cesarskich, zdołał uzyskać godność inspektora Sztuk Pięknych za czasów Republiki, co mu wcale nie przeszkadzało pozostać przedewszystkiem przyjacielem książąt, wszystkich książąt i księżniczek arystokracji europejskiej, oraz protektorem zaprzysiężonym wszelakich artystów. Obdarzony inteligencją żywą, zdolną do przewidywania rozmaitych możliwości, ogromną łatwością słowa, pozwalającą mu wypowiadać w sposób ujmujący rzeczy najpospolitsze, giętkością myślenia, dzięki czemu odrazu dosto-