a równocześnie się go obawiali. Poza tem oddawał im znaczne przysługi, pomagał sprzedawać obrazy, zaznajamiał z wielkim światem, przedstawiał i popierał, oddając się niejako działalności tajemniczej, polegającej na zbliżaniu światowców z artystami, przyczem chlubił się zażyłą znajomością jednych i drugich, tego samego dnia zjadając śniadanie z przejezdnym księciem de Galles, a obiad z Pawłem Adelmans, Olivierem Bertin i Amaury’m Maldant.
Bertin, który go dość lubił, niemniej odnosił się doń jak do człowieka zabawnego, i mawiał o nim: „To encyklopedja Juljusza Verne’go, oprawna w oślą skórkę“.
Obaj mężczyźni uścisnąwszy sobie dłonie, zaczęli mówić o sytuacji politycznej, o pogłoskach wojennych, które Musadieu uważał za mocno zatrważające, wymownie popierając swój sąd argumentami całkiem jasnemi, jako że Niemcy upatrują tylko chwili sposobnej, a wyczekiwanej przez Bismarka od lat ośmnastu, by Francję zgnębić ostatecznie; Olivier Bertin natomiast argumentami niezbitemi dowodził chimeryczności podobnych obaw, utrzymując, że Niemcy nie będą tak szalone, by zwycięstwo swe narażać na szwank w sprawie bądź co bądź wątpliwej, a kanclerz tak nierozsądnym, by pod koniec życia ryzykować dzieło swe i sławę.
Pan de Musadieu jednak zdawał się wiedzieć więcej, niż chciał powiedzieć. Wszak w ciągu dnia
Strona:PL G de Maupassant Silna jak śmierć.djvu/64
Ta strona została przepisana.