Podnieśli go. Była to krwią zbroczona bezkształtna bryła ciała ludzkiego.
— Trzeba go przeszukać, — rzekłem, podając podwładnym pudełko zapałek woskowych.
Jeden żandarm trzymał trupa, drugi świecił, ja zaś stałem pomiędzy nimi.
— Ubrany w niebieską bluzę, białą koszulę i spodnie. Na nogach trzewiki, — począł objaśniać człowiek; unoszący ciało.
Pierwsza zapałka zgasła; zapalono drugą. Żandarm, przetrząsając kieszenie, mówił w dalszym ciągu:
— Nóż rogowy, chustka do nosa w kratki, tabakierka, sznurek, kromka chleba.
Druga zapałka zgasła. Zapalono trzecią.
Obejrzawszy trupa ze wszystkich stron, żandarm skończył:
— To już wszystko.
— Rozbierzcie go, — rzekłem. — Może ukrył coś pod ubraniem.
I chcąc dopomódz żołnierzom, sam począłem im świecić.
Przy blasku szybko gasnących i równie szybko zapalanych ponownie zapałek, widziałem jak zdejmowali ubranie z tej krwawej, gorącej jeszcze bryły ciała.
Wtem, wobec trupa zupełnie obnażonego, jeden z żandarmów nagle zawołał:
Strona:PL G de Maupassant Widma wojny.djvu/108
Ta strona została skorygowana.