— Czem było Antibes, to mnie niewiele obchodzi. Ale to panu mówię, że mam przed oczyma miasto z Odyssei. Czy to brzeg azyatycki czy europejski, oba są do siebie podobne a po tam tej stronie morza Śródziemnego niema naprawdę miejsca, któreby pamięć starożytnych bohaterów przywodziło z taką siłą, jak to Antibes.
Odgłos kroków zmusił mnie do odwrócenia głowy. Kobieta, okazała brunetka szła drogą wzdłuż morza ku wzgórzom.
Martini szepnął zamykając książkę z hałasem.
— Paní Parísse! Pan wiesz.
— Nie! nie wiedziałem nic zgoła — ale to imię, imię trojańskiego pasterza dało snom moim jeszcze silniejsze kontury.
Rzuciłem pytanie:
— Kto to jest, ta pani Parisse?
Zdawało się, że piorun w niego strzelił, tak go to pytanie zdumiało.
Zaklinałem się, że jej nie znam i patrzyłem za tą kobietą, która nie widząc nas, marząc szła poważnym, wolnym krokiem takim, jakim niewątpliwie chodziły kobiety starożytności. Musiała mieć około 30 lat i zachowała piękność, olśniewającą piękność, aczkolwiek zaczynała już nabierać cokolwiek tuszy.
Martini rozpoczął następujące opowiadanie:
Strona:PL G de Maupassant Widma wojny.djvu/132
Ta strona została skorygowana.