zała. Bądź bez obawy. Za wszystko ręczę mojem oficerskiem słowem.
Napisawszy ten list, zjadł obiad ze spokojem.
O ósmej godzinie kazał zawołać kapitana Gribois, który go w służbie zostępował. Trzymając w ręce zmiętą depeszę pani Parisse, odezwał się do oficera:
— Kapitanie Gribois, otrzymuję w tej chwili telegram bardzo dziwny, treści którego nie mogę panu niestety powierzyć. Zechcesz pan kazać natychmiast bramy miasta zamknąć i ustawić przy nich straż, tak aby nikt przed szóstą godziną rano nie mógł ani wejść ani wyjść z miasta. Rozeszlesz pan także po mieście patrole, aby chodziły po ulicach i nakłaniały obywateli, aby o godzinie dziewiątej wszyscy byli już w domu. Ktoby się po tej godzinie znalazł na mieście, zostanie manu militari odstawiony do domu. Gdyby ludzie pańscy spotkali mnie w nocy, mają oddalić się natychmiast i zachować się tak, jak gdyby mnie nie znali. Zrozumiano?
— Tak, panie komendancie.
— Czynię pana odpowiedzialnym za wykonanie tych rozkazów, kochany kapitanie.
— Według rozkazu, panie komendancie.
— Może pan pozwoli kieliszek chartreuzy?
— Z ochotą, panie komendancie.
Trącili się, wypili żółty likier, poczem kapitan wyszedł wykonać rozkazy.