gona, z trudem zdążającego za szybszymi w marszu piechurami.
Za ními kolejno ciągnęły legiony wolnych strzelców, zwane heroicznie: „Mściciele klęski“, „Obywatele Grobu“, „Towarzysze śmierci“. Wyglądali jak bandyci.
Przywódcy ich, ongi fabrykanci sukna lub handlarze zboża, łoju lub mydła, powołani pod broń przez przypadek, a tytuł oficerski zawdzięczający złotu lub długości swych wąsów, okryci bronią i galonami, grzmiącym głosem dyskutowali o kampanii, przeświadczeni, że oni jedynie na swych barkach fanfaronów podtrzymują jeszcze umierającą Francyę. Niemniej uczuwali często strach przed własnymi żołnierzami, ludźmi prostymi, a odważnymi aż do szaleństwa, którzy jednak nie cofali się przed mordem i grabieżą.
Powiadano, że Prusacy wkroczą do Rouen.
Gwardya narodowa, która od dwóch miesięcy bardzo gorliwie czuwała w sąsiednich lasach, postrzeliwując od czasu do czasu własne straże i gotując się do walki na szelest zajączka wśród zarośli, wróciła do swych ognisk domowych. Broń, mundury, wszystkie narzędzia mordercze, którymi gwardziści do niedawna jeszcze szerzyli strach na wszystkich drogach trzy mile w koło, nagle zniknęły z horyzontu.
Ostatni żołnierze francuscy przeprawili się właśnie przez Sekwanę, by przez Saint-Sever i Bourg--
Strona:PL G de Maupassant Widma wojny.djvu/34
Ta strona została skorygowana.