a gdy dziesięć osób zamówiło miejsce u woźnicy, podróżni postanowili ruszyć w drogę we wtorek o świcie, by zapobiedz wszelkiemu zbiegowisku.
Od pewnego już czasu mróz ściął powierzchnię ziemi, a w poniedziałek około godziny trzeciej, wielkie czarne chmury, nadciągnąwszy od północy, przyniosły śnieg, który bezustannie prószył przez cały wieczór i całą noc.
O pół do piątej z rana podróżni zgromadzili się w podwórzu Hôtelu de Normandie, gdzie mieli wsiąść do wynajętej bryki.
Byli jeszcze zaspani i drżeli z zimna pod swemi okryciami. Nie można się było widzieć dokładnie w mroku, a ciężkie ubrania zimowe nadawały wszystkim wygląd opasłych księży w długich sutannach. Dwóch mężczyzn poznało się jednak, trzeci również się zbliżył i nawiązała się rozmowa.
— Wywożę żonę — rzekł jeden. — Ja taksamo — A ja również.
Pierwszy dodał:
— Nie wrócimy już do Rouen, a jeśli Prusacy zbliżą się do Hawru, to umkniemy do Anglii.
Wszyscy mieli ten sam plan, będąc też podobnymi z wyglądu...
Tymczasem nie przyprzęgano koni. Mała latarenka, w ręku chłopca stajennego, od czasu
Strona:PL G de Maupassant Widma wojny.djvu/40
Ta strona została skorygowana.