jednak utracili przytomność umysłu, z wyjątkiem starszej zakonnicy, która podtrzymując głowę zemdlonej, wcisnęła jej do ust kubek Gałki łojowej i wsączyła parę kropli wina. Piękna kobietka poruszyła się, rozwarła oczy i uśmiechając się, omdlewającym głosem oświadczyła, że jej już lepiej. Zakonnica jednak z obawy, by powtórnie nie zemdlała, zmusiła ją do wypicia pełnego kieliszka wina, mówiąc:
— To z głodu, nic innego.
Wówczas Gałka łojowa zarumieniona i zmieszana, zwróciła się do czworga poszczących jeszcze towarzyszy podróży, mamrocząc:
— Mój Boże, gdybym śmiała państwu zaofiarować...
Umilkła, strwożona, czy nie powiedziała za wiele. Lecz Loiseau zabrał głos:
— Dalibóg, w podobnych wypadkach jesteśmy wszyscy braćmi i powinniśmy się wzajem wspomagać. Moje panie nie róbcież teraz u licha ceremonii! Zgódźcie się! Alboż wiemy, czy wogóle znajdziemy dziś jakiś nocleg? Jeśli pojedziemy w tem tempie, co dotychczas, to ujrzymy Tôtes najwcześniej jutro w południe.
Wahano się. Nikt nie śmiał wziąć na siebie odpowiedzialności przyzwolenia.
Rozstrzygnął nareszcie hrabia. Zwracając się do grubej dziewczyny, ciągle jeszcze zmieszanej, wielkopańskim swym tonem oświadczył:
Strona:PL G de Maupassant Widma wojny.djvu/55
Ta strona została skorygowana.