na nich, jak się ćwiczą, całemi godzinami i dniami; wszyscy gromadzą się na polu i dalej-że naprzód, w tył, w prawo, w lewo. Gdyby przynajmniej uprawiali ziemię w swym kraju lub pracowali na ulicy! Gdzież tam! Powiadam jaśnie pani, że żołnierze to poprostu darmozjady, a biedacy muszą ich żywić, aby się nauczyli dobrze mordować! Ja jestem, coprawda starą kobietą bez wykształcenia, ale gdy tak na nich patrzę, jak się męczą i dreptają od rana do wieczora, to muszę sobie zadawać pytanie: Tylu jest ludzi pracujących nad użytecznymi wynalazkami, czyż muszą być i tacy, co dręczą siebie samych, by szkodzić innym? Bo czyż to nie podłość zabijać ludzi, bez względu na to, czy są Prusakami, Anglikami, Polakami, czy Francuzami? Jeśli się człowiek mści za swą krzywdę, to się nazywa występkiem, za który wymierzają karę; ale jak się naszych synów wystrzeliwa jak leśną zwierzynę, to uważają to za zasługę i ordery dają tym co najwięcej krwi przelali! Nie, tego ja już nie zrozumiem nigdy w życiu!
Zabrał głos Cordunet:
— Wojna jest barbarzyństwem, gdy się napada spokojnego sąsiada, ale w obronie ojczyzny staje się świętym obowiązkiem.
Stara kobieta zwiesiła głowę:
— Tak, gdy chodzi o obronę, to co innego, ale czy nie należałoby raczej pozabijać wszystkich
Strona:PL G de Maupassant Widma wojny.djvu/66
Ta strona została skorygowana.