branego białemi koronkami. Z lichtarzem w ręku zmierzała w kierunku szklanych drzwi, na których widniało zero. Wtem otworzyły się drzwi jednego pokoju, a gdy po kilku minutach Gałka łojowa znów ukazała się z lichtarzem w ręku, Cordunet bez kamizelki i surduta przystąpił do niej. Mówili cicho, następnie przystanęli. Kobieta zdawała się energicznie bronić wstępu do swego pokoju. Na nieszczęście Loiseau nie mógł dosłyszeć, co mówiła, po chwili jednak, gdy zaczęli mówić głośniej, podchwycił kilka urywków.
Cordunet nalegał gwałtownie, mówiąc:
— Ach, głupstwo! Co to panią obchodzi?
Ona wzburzona odparła:
— Nie, mój drogi. Są chwile, kiedy się czegoś podobnego nie robi, a tu byłoby to poprostu hańbą.
Widocznie jej nie rozumiał i żądał wyjaśnienia. Wówczas rozgniewała się na dobre i podniesionym już głosem zawołała:
— Dlaczego? Jeszcze pan nie rozumiesz? Gdy Prusacy są w domu, może nawet w sąsiedním pokoju.
Zamilkł. Ta patryotyczna wstydliwość publicznej dziewki, nie pozwalającej się pieścić ze względu na blizkość nieprzyjaciela, rozbudziła widocznie w jego sercu słabnącą godność, gdyż zadowoliwszy się tylko pocałunkiem, na palcach wrócił do swego pokoju.
Strona:PL G de Maupassant Widma wojny.djvu/68
Ta strona została skorygowana.