pozostawało nic innego, jak czekać. Kobiety wróciły do swych pokojów i zajęły się rozmaitemi błahostkami.
Cordunet usadowił się wygodnie w kuchni koło ogniska, na którem buchał płomień.
Kazał sobie tu ustawić stoliczek z kawiarni i podać kufel piwa, poczem wydobył fajkę, wśród demokratów zażywającą niemal takiego szacunku, jak on sam, jak gdyby służąc Cordunetowi, temsamem służyła była ojczyźnie. Była to wspaniała fajka z morskiej pianki, bajecznie zadymiona, czarna jak zęby jej właściciela, lecz wonna, pięknego kształtu, błyszcząca, zawsze pod ręką i uzupełniająca niemal jego fizyognomię. Siedział tak bez ruchu, z oczyma utkwionemi w płomieniu ogniska, to znów w pianie wieńczącej jego kufel, a po każdorazowym łyku, z zadowoleniem wsuwał swe długie, chude palce do swych długich tłustych włosów, oblizując pianę, która osiadła na wąsach.
Loiseau pod pretekstem rozgrzania nóg, wyszedł do miasta zdobywać odbiorców na swe wino. Hrabia i fabrykant rozmawiali o polityce, przepowiadając przyszłość Francyi. Jeden pokładał nadzieję w Orleanach, drugi w nieznanym jakimś zbawcy, bohaterze który zjawi się w chwili ostatecznej rozpaczy: drugi Du Guesclin, lub Joanna d’Arc? czy może nowy Napoleon I.? Ach! gdyby syn cesarza książę nie był tak młody!
Strona:PL G de Maupassant Widma wojny.djvu/72
Ta strona została skorygowana.