wsi. Otuliwszy się troskliwie, grupka podróżnych wyruszyła na spacer, z wyjątkiem Cordunet’a, który wolał zostać przy ognisku, oraz zakonnic, spędzających czas w kościele lub u proboszcza.
Mróz, potęgując się z każdym dniem, szczypał dotkliwie w nos i uszy; nogi zdrętwiałe sprawiały taki ból, że każdy krok stawał się istną męką, a na widok wsi, wyglądającej tak przerażająco smutnie wśród bezmiernej białej przestrzeni, wszyscy natychmiast zawrócili do hotelu z lodowatem tchnieniem w duszy i boleśnie ściśniętem sercem.
Cztery kobiety szły naprzód, trzej mężczyźni o parę kroków za niemi.
Loiseau, doskonale rozumiejący sytuacyę, nagle zapytał, czy ta „dzierlatka“ długo ich jeszcze zamierza przetrzymywać w tej dziurze. Hrabia, zawsze rycerski, oświadczył, że niepodobna wymagać tak przykrej ofiary od kobiety, dopóki ona sama się nie zdecyduje. Pan Carré-Lamadon zauważył, że gdyby Francuzi, jak powiadano, zamierzali znów ruszyć na Dieppe, zderzenie musiałoby nastąpić w Tôtes. Ta uwaga zasępiła współtowarzyszy.
— A gdyby tak umknąć pieszo? rzekł Loiseau. Hrabia wzruszył ramionami:
— W tym śniegu? z żonami? Natychmiast rzuconoby się w pościg za nami, a po dziesięciu
Strona:PL G de Maupassant Widma wojny.djvu/79
Ta strona została skorygowana.