Grubaska przystanęła, ogłupiała; następnie, zebrawszy całą odwagę pozdrowiła żonę fabrykanta, szepcąc pokornie: dzień dobry pani. Tamta odpowiedziała tylko lekceważącem skinieniem głowy, przybierając przytem minę obrażonej cnoty. Wszyscy zdawali się mocno zajęci, trzymając się od niej zdala, jak gdyby w sukniach swych przynosiła zaraźliwą chorobę. Następnie rzucili się do powozu, do którego ona weszła sama, ostatnia, w milczeniu zajmując to samo miejsce, które zajmowała poprzednio, jadąc do Tôtes.
Udawali jakoby jej nie widzieli, nie znali; tylko pani Loiseau mierząc ją z daleka wzrokiem pełnym oburzenia, rzekła do męża półgłosem:
— Na szczęście nie siedzę przy niej.
Ciężka bryka ruszyła z miejsca.
Z początku panowało zupełne milczenie. Gałka łojowa nie śmiała podnieść oczu. Miotał nią gniew na tych ludzi, a równocześnie czuła się upokorzoną, że jednak ustąpiła i shańbioną pocałunkami tego Prusaka, w którego ramiona rzucono ją z taką hipokryzyą.
Rychło jednak przerwała hrahina to przykre milczenie, zwracając się do pani Carré-Lamadon:
— Zapewne pani zna panią d’Etrelles?
— Oczywiście, to jedna z mych przyjaciółek.
Strona:PL G de Maupassant Widma wojny.djvu/96
Ta strona została skorygowana.