Strona:PL Gałuszka Biesiada kameleonów.pdf/118

Ta strona została przepisana.
DESZCZ

Deszcz się rozlał szeroko — daleko — —
chmury brudne zsunęły się wdół:
ponad miastem bez końca się wleką,
jakby tkacz-wiatr szare płótno w nieskończoność snuł — —

Mrok jakowyś padł na duszę,
mrok zda się ten sam,
kiedyśmy szli w zawierusze —
w tej szarudze bezlitosnej
popołudniem wczesnej wiosny
do cmentarnych bram — —

Szliśmy długim szeregiem a tłumnie,
towarzysząc czarnej trumnie:
umarł, jakiś narodu trzeciorzędny wieszcz — —
Szliśmy razem — — Pamiętasz
tę drogę daleką na cmentarz? — —
Wtedy także lał strumieniem deszcz — —

Pamiętasz — — kiedyśmy już opuścili miasto,
tę aleję błotnistą, gliniastą,
tę aleję nieskończenie długą,
nasiąkniętą wskróś mglistą́ szarugą —
tę aleję nagich, smutnych drzew ?

W mieście jeszcze biły mnogie dzwony — —
Czy pamiętasz ten we mgłach stłumiony
ten bezgranicznie smutny pogrzebowy śpiew ?

Wtedy także schmurzone niebiosa
nisko opadły nad ziemię — —
Wicher luty dżdżem siekał zukosa
na ten tłum — na to ludzkie plemię,
co za trumną szło cicho, powoli,
z tą ostatnią na ziemi przysługą
drzew aleją nieskończenie długą,
tą ostateczną drogą człowieczej niedoli — —

Szli mężczyźni na czarno ubrani —
w białych komżach przed wozem kapłani