Strona:PL Gałuszka Biesiada kameleonów.pdf/136

Ta strona została przepisana.
ASTER

Gdzieś — na jakiejś stacji maleńkiej
wsiadłaś — poznałem w mroku:
(uścisk drobnej ręki
w rękawiczkę opiętej — —)
Stanęliśmy z boku,
przy oknie — — Pociąg gnał w odmęty
mgieł jesiennych, rozlanych szeroko,
daleko po równi nadwiślańskiej — —
Księżyc, co z szczytu nieba, jakby ów stróż pański
patrzył w świat, swoje wielkie wytrzeszczając oko:
przesuwał po twej twarzy
raz wraz srebrne poblaski — —
(wierny stróż, co nocą z pańskiej łaski
spichlerzem światła włodarzy — —)

Trzymałaś w ręku
astrów jesiennych pęk duży,
a w pęku
tkwił zwiędły jeden kwiat różny — —
Mówiliśmy o naszej
tatrzańskiej wyprawie —
o podeszwach kamaszy,
zdartych przy Zmarzłym Stawie —
o deszczu, co nas zmoczył gdzieś na mglistej hali —
różneśmy rzeczy przypominali,
a pociąg pędził w jesiennej mgle
ku miastu — — Lasy we mgłach stały,
jakby w całun biały
spowite — bladem tle
niebios gwiazd krocie — —
stuk kół i twoje
słowa płynne, jak muzyka — —