Strona:PL Gabriela Zapolska - Żabusia. Dziewiczy wieczór.djvu/053

Ta strona została uwierzytelniona.

nie zwichnął. Nie — oddycham. Wchodzi do bramy... pędzę do przedpokoju!...

(Biegnie do przedpokoju, po chwili wprowadza Juliana).



SCENA VII.
ŻABUSIA, JULIAN.

Żabusia. Tutaj... proszę do salonu.

Julian. A... to salon?

Żabusia. Tak ubraliśmy go po japońsku, to jest, ja ubrałam, bo mój mąż się do niczego nie wtrąca. (Chwila milczenia. Stoją oboje zakłopotani. Żabusia nagle). Siadaj.

Julian. Dziękuję!...

(Chwila milczenia).


Żabusia. Tu jest salon a tu jest pokój Nabuchodonozora a tu pokój Raka a tu jadalnia a tam kuchnia a tu balkon.

Julian (ironicznie). A na górze strych a na dole piwnica.

Żabusia. Proszę nie być ironicznym... zaraz Mania mi się kłania.

Julian. Ciągle słyszę o tej Mani, cóż to za Mania?

Żabusia. To nikt.

Julian. A, nikt?

Żabusia. Nikt. (Chwila milczenia). Ładnie tutaj?

Julian. Bardzo ładnie.