Los jednak zrządził, że kochankiem twoim został... mój narzeczony!
Żabusia (szybko). Ja nie wiedziałam... gdybym wiedziała, przysięgam ci...
Marya. Postąpiłabyś tak samo!
Żabusia. Nigdy!... Skoro tylko byłby znajomy i bywał w domu... to przecież... nie... ja taka zła nie jestem!...
Marya. Chwilami patrząc na ciebie czuję, że mnie przytomność opuszcza. Ty masz cały odrębny kodeks moralności, który sobie stworzyłaś i wysnułaś z twego ptasiego mózgu. I według tego kodeksu, ty i tobie podobne oplątujecie rozum i serca ludzi, kłamstwem cukrowem osładzacie waszą nikczemność! I świat oczarowany waszym wdziękiem stawia dla was kapliczki uwielbienia, zamiast powlec was na pręgież i ochłostać rózgą pogardy i nienawiści!...
Żabusia (zakrywając twarz). Ja taka zła nie jestem!
Marya. Nie, ty nawet jesteś bardzo dobra, bardzo poczciwa Żabusia! Ty kochasz wszystkich i męża i dziecko i kochanka. Ty pogodzić wszystko potrafisz... i obowiązki żony i matki i... kochanki!...
Żabusia. Czego więc chcesz odemnie?
Marya. Czego ja chcę? Chcę, żeby to życie kłamstwa i nikczemności, w którem przebywa mój brat i jego dziecko skończyło
Strona:PL Gabriela Zapolska - Żabusia. Dziewiczy wieczór.djvu/077
Ta strona została uwierzytelniona.