Strona:PL Gabriela Zapolska - Żabusia. Dziewiczy wieczór.djvu/099

Ta strona została uwierzytelniona.

Babunia (po chwili). Ej Janka, Janka, daj spokój, nie mąć szczęścia ludziom, ty na tem nie zyskasz!

Janka (jak w gorączce). Ja muszę... ja muszę...

Babunia (ze znaczeniem). To trudno, moja droga. Nic z tego wszystkiego nie będzie, wyperswaduj to lepiej sobie.

Janka (zmieszana). Ale... pani nie wie co ja chcę Tosi powiedzieć.

Babunia (po chwili). Może nie wiem, w każdym razie dla mnie bliższa Tosia niż ty moja droga i ja nie dam krzywdy jej robić... Lepiej rozpogodź czoło i przypatrz się sukni... co? jakie koronki...

Janka (z goryczą). O tak! wspaniała... Tosia jest bogatą panną, może sobie za swój posag kupić nietylko koronki ale i... (urywa).

Babunia. Ha!... to trudno... zdaje się, że do końca świata będą bogate i biedne panny. Trzeba się zdecydować na rezygnacyę — a ty zawsze zazdrościsz bogatszym.

Janka (z bolesną ironią). Pani wie, że jeśli chciałam mieć pieniądze, to nie po to, aby sobie kupić męża, ale dlatego, aby wyjechać na studya i stanąć o własnych siłach, ale teraz mi wszystko jedno i o co innego chodzi, co zaś do rezygnacyi to słowo, ale zastosować je w życiu trochę trudniej.