Tosia. E!... Tak źle nie jest.
Lili. Najgorsze w małżeństwie to dysponowanie obiadu.
Muszka. Jabym się bała iść za mąż...
Wszystkie. Dlaczego?
Józia. To wszystko zależy od tego jak się z mężem postąpi, odrazu jak ja nie wezmę pod pantofel, to on mnie weźmie pod but.
Julia. Co? co? pod but — jakie ty masz wyrażenia?
Józia. Generalskie... pod but! więc ja jego panie dobrodzieju za łeb i już mam całe życie spokojne...
Muszka. Ale czy on będzie miał całe życie spokojne...
Józia. Co mnie to obchodzi, ja jestem Samson i tyle...
Wszystkie. Co? co? Samson?...
Józia. No tak samojednik. Ach!... Pardon, egoistka, mówiąc po dystyngowanemu, byłam z wami na pensyi, ale nie nauczyłam się jeść widelcem ryby, ani spać w rękawiczkach. Doprowadzam do rozpaczy moją matkę, ale nic na to nie poradzę, więc gadam tak po swojemu.
Muszka (spuszczając oczy). Ja znowu gdybym już musiała koniecznie wyjść za mąż, to chciałabym żeby mój mąż... (urywa).
Józia No wyduś!