Strona:PL Gabriela Zapolska - Menażerya ludzka.djvu/012

Ta strona została uwierzytelniona.

I Rak poddawał się tej tyranii, jakkolwiek dziesięć groszy dziennie, nawet dla urzędnika w towarzystwie ubezpieczeń, chyba za mało!...
Jakże się jednak sprzeciwić tej rozkosznej istocie, która z całą naiwnością patrzy mu w oczy i biały, pachnący karczek do pocałunków nadstawia? Brał Rak ową wytartą dziesiątkę i całował Żabusię, znajdując w tem wiele rozkoszy.
Była więc bożyszczem całego domu.
Kochał ją mąż, pomimo że tyranizowała go nieznacznie.
Kochało dziecko, pomimo że wydzierała mu zabawki i wyrywała włosy, czesząc dwuletnią dziewczynkę à la Mikado.
Kochały sługi, pomimo że grymasiła bezustannie i czasem całe ranki siedziała w kuchni.
Nad wszystko jednak ubóstwiali ją rodzice.
Tych dwoje starych ludzi w Żabusi swej widziało uosobienie cnót i doskonałości wszelakich.