I za chwilę przez pokój, w którym jest zgromadzona cała rodzina, przesuwa się Żabusia w nowym, sukiennym kostiumiku, okładanym szenszylami.
Wygląda jak młodziuchne dziewczątko w tym obcisłym żakieciku, a nowe buciki skrzypią za każdym krokiem.
Całuje ręce rodziców, mężowi nadstawia usta do pocałunku, córkę głaszcze po głowie i żegnana, obdarzona pieszczotami, staje jeszcze na progu, przesyłając pocałunki końcami palców, ubranych w duńską rękawiczkę.
— Pa!... pa!... — woła — pa, Raku! pa, Nabuchodonozorze!... pa, mamusi i ojczusiowi... a niech Rózia za pół godziny samowar nastawi i po sucharki pójdzie!... pa!...
I cicho znika we drzwiach, pozostawiając po sobie gamę srebrzystego śmiechu i wspomnienie uosobienia niewinnego wdzięku kobiecego.
∗ ∗
∗ |