Strona:PL Gabriela Zapolska - Menażerya ludzka.djvu/020

Ta strona została uwierzytelniona.

I zaczęła szybko nakładać żakiecik i resztę ubrania. On jej pomagał, szukając po całej pracowni porozrzucanych drobiazgów, które przed chwilą zrywali oboje drżącemi od namiętności rękami.
Kapelusz zapadł gdzieś po za wielkie stalugi, trzeba było go szukać... odsuwać draperye.
Oczy ich spotkały się, ręce splotły w uścisku. Cała bezgraniczna, zmysłowa potęga zadrgała w tem jednem spojrzeniu. Gorąco aż biło od tych dwojga młodych ludzi, ukrytych w cieniu odosobnionej pracowni malarskiej na ustronnej ulicy.
— Kiedy cię zobaczę?... — zapytał mężczyzna, cały drżący pod wpływem dotknięcia jej rąk rozpalonych.
Ona wzruszyła ramionami.
— Niewiem kiedy się wyrwę, niełatwo mi to przychodzi...
On wstrzymywał ją jeszcze, obejmując miłosną pieszczotą.
— O! ale... niedługo!
Kobieta spojrzała mu znów w oczy.